

Oprawa została rozmontowana na czynniki pierwsze, umyta, po czym komora lampowa, komora osprzętu oraz klapka zostały oddane na piaskowanie. Klamry trzymające klosz, z racji, że były wykonane z aluminium i ostały się w relatywnie dobrym stanie, postanowiłem potraktować kąpielą w roztworze NaOH.
Panel osprzętu oryginalnie wyposażony był w przewody umieszczone w szklanych koszulkach termoizolacyjnych, nasączonych przy okazji syciwem(?). Ze względu na to, że kwadratówka ta stała prawdopodobnie w dosyć wilgotnym środowisku, oplot ten porosła pleśń i była to pierwsza rzecz która poleciała do śmietnika. Sam panel został pozbawiony urządzeń elektrycznych, oczyszczony ze starej, białej farby (która, co ciekawe, zmyła się acetonem i szmatą bez większego problemu) i ponownie pomalowany. Elementy osprzętu zostały umyte, po czym weszły nowe przewody i nowe koszulki, tym razem jednak bez "syciwa". Same kondensatory najprawdopodobniej wyschły, bo ich zmierzona pojemność (niezależnie czy pojedynczych, czy połączonych razem) wynosi 0, ale odtworzyłem oryginalny obwód oprawy, bowiem próby ominięcia kondensatorów pewnie skończyłyby się wizualnym przekombinowaniem. Uchwyty przewodów pozostawiłem oryginalne, bez malowania czy cynkowania, bo nie miały korozji, która by do tego zmuszała.
Po odebraniu obudowy z piaskowania, od razu poleciała do lakierni. Kolory pozostały takie, jak fabrycznie: komora lampowa od wewnątrz biała, od zewnątrz młotkowy; komora osprzętu i klapka od wewnątrz srebrny, od zewnątrz szary młotkowy. Nic nie było szpachlowane - zostały oryginalne niedoskonałości technologii odlewu. Po pomalowaniu, dałem jeszcze nieco czasu farbie i zacząłem składać. Uszczelka między komorami pozostała fabryczna, lecz wymieniłem główne śruby (oryginalnie już z resztą zgniły). Reszta śrub, poza takimi, z widoczną dużą korozją, pozostała oryginalna. Przyszedł więc czas na zajęcie się odbłyśnikiem. Tutaj zaczęły się schody, bowiem o ile odbłyśnik nie był zjedzony, o tyle miał on wyraźne ślady oddziaływania wilgoci, a bardzo chciałem uniknąć polerowania mechanicznego. Z pomocą przyszła książka Galwanotechnika domowa Stefana Sękowskiego. Przy użyciu roztworu wodnego NaOH + NaNO2 + NaNO3 udało się poddać odbłyśnik procesowi "wybłyszczania", dzięki czemu nabrał częściowo swojego dawnego blasku. Prawdopodobnie elektropolerowanie zrobiłoby jeszcze lepszą robotę, ale ten projekt zostawiam dla CWEER'owskiej OUR-125.
No to teraz dokończyć to składanie. Detale w postaci podstawki pod klapkę komory osprzętu, a także czołowego uchwytu na klamrę klosza zostały zamontowane przy pomocy śrub M3. Oryginalnie elementy te były nitowane, ale po zobaczeniu w jak okrutny sposób oryginalnie utrzymywał się płaskownik od klapki, uznałem, że zamiast bawić się w zaklepywanie nowych nitów aluminiowych, znacznie lepiej będzie to "wymanewrować" śrubami i ściętymi podkładkami. W skrócie: element ten naturalnie dopasowuje się do miski pod nieodpowiednim kątem, a Gostynin rozwiązał ten problem zmuszaniem nitów to przesunięcia się poprzez ich "ścięcie" w jednym z kierunków. Uszczelka komory lampowej pozostała oryginalna, a po umyciu w mieszance wody i proszku do prania wygląda znacznie lepiej. Wklejona w miejsce jest Butaprenem, jak na PRL przystało. Całość dopełnia fabrycznie nowy klosz.
Dużo naględziłem, to teraz efekt (jeszcze nie!) końcowy











Przepałka z beczkowatą WLS-400:


oraz z LRJ-400:


Co tu jeszcze zostało do zrobienia? Ocynk elementów oryginalnie ocynkowanych w pasywacji złotej, a także tabliczka znamionowa. Myślę, że da się zrobić w niedługim czasie. Dajcie znać, co sądzicie




