Otóż mylisz się i widzę, że mało miałeś do czynienia z recyklingiem tego typu lamp. Rtęciówki, podobnie jak lampy sodowe oddają często duże zakłady, np. po masowych okresowych wymianach, albo z demontażu podczas np. zmiany oświetlenia. Tam świecą one codziennie przez wiele godzin. Oczywiście, bywają też małe ilości, po kilka sztuk, ale podejrzewam, że na ogół pochodzą one z oświetlenia różnych terenów, albo dużych pomieszczeń. Rzeczywiście, bywa tak, że jakieś lampy ktoś mógł zakupić parę lat później, albo brakowało styku w oprawie i lampa przez jakiś czas nie działała lub była wyłączona. Często jednak widzi się lampy, które rzeczywiście przedziałały już kilka lat, a nadal świecą całkiem dobrze i jasno (choć nie mówię, że pełnią swej mocy). Niektóre rtęciówki postępują w zużyciu w taki sposób, że przez większość czasu swej pracy strumień świetlny spada stosunkowo powoli (może nawet o około 30%), a dopiero pod koniec trwałości, gdy emitera jest mało na elektrodach, to parują one silnie i gwałtownie pogarsza się jej jasność (zanim jeszcze zacznie tylko się lekko jarzyć różem). W przypadku dawnych Polamów, jakość instalacji elektrycznej miała wpływ na trwałość lamp i mogła im przedłużyć żywot (przy lekkim niedociążeniu)
Poza tym gdy lampa pracuje w pełni swych parametrów prądowych (nie jarzy się tylko np. na różowo), to technicznie jest ona nadal sprawna, ale użytkowo już mało przydatna. Najczęściej awaria, jaka rzeczywiście u nich występuje, to powstanie w rozpylonym wolframie połączenia między elektrodą główną i zapłonową, przez co nie ma możliwości zaistnienia wyładowania wstępnego i lampa samoistnie nie odpala. Jeżeli w jarzniku jest dużo rtęci, która w zimnym stanie jest w postaci gazowej i obniża napięcie zapłonu, to elektrody pomocnicze nie są w istocie potrzebne, bo wyładowanie nastąpi od razu pomiędzy elektrodami głównymi. Także u niektórych partii produkcyjnych instalowano w jarzniku dwie elektrody zapłonowe, a w innych tylko po jednej (co też przedłużało żywot lamp).