Gdy patrzy się w jakiś obiekt na wprost, przez oś optyczną soczewki (czytaj - przez jej środek), to obraz jest OK. Tymczasem spojrzenie z boku, na krawędzi widoczności powoduje to, że do soczewki stosują się zupełnie normalne prawa fizyki - występuje rozszczepienie światła. Małe źródło światła (takie jak odbicie od jakiegoś przedmiotu) powoduje pojawienie się widocznej "tęczy". Jest ona bardzo mocna gdy ktoś nosi okulary o korekcji rzędu 3 do 5 dioptrii.
Jest to bardzo dokuczliwe, oto przykład przedmiotu, który jest oświetlony różnymi źródłami, blikującymi na nim.
A powiększenie wygląda tak
Zatem oświetlone świetlówką obrazy widocznie kątem oka składają się zestawu konturów i plam o różnej barwie, przemieszczonych między sobą. Właśnie ten efekt jest przyczyną bólu głowy, do tego dodaje się migotanie przy zasilaniu świetlówki w układzie ze statecznikiem elektromagnetycznym. Nie wszyscy reagują na to w ten sam sposób, niemniej jest to jeden z najważniejszych powodów, dla których światło świetlówek kompaktowych jest jednym z najgorszych przekleństw, jakie wymyślono dla ludzkiego oka....
Gdy patrzy się kątem oka wyraźnie widać dwa kontury - jeden w barwie czerwonej (odpowiadający prążkowi 611nm ze świetlówki) i drugi w zielonej (546 nm). Efekt ten jest jeszcze gorszy w przypadku lamp rtęciowych.
Najlepszym rozwiązaniem są lampy o widmie prawie ciągłym - tutaj są to żarówki, dobrej jakości metalohalogeny ceramiczne oraz być może wysokociśnieniowe lampy sodowe SDW-T pracujące na osprzęcie elektronicznym. Do tego ideału zbliżają się świetlówki wielopasmowe, takie jak Philips Graphica.