Beton napisał(a):A to, gdzie będzie to własne "M" schodzi już na drugi plan... najgorsze, co można kupić, to mieszkanie w starej robotniczej kamienicy z podwórkiem-studnią. Także wielka płyta nie jest taka zła, przed nią niestety takie familoki i ciemne kamienice były normą, denne, monotonne, z czerwonej cegły, z beznadziejnymi mieszkaniami (zwiedzałem w Katowicach kilka opuszczonych - masakra - pokoje typu 1 metr szerokości, 5 długości, kompletnie niepraktyczne, układające się w pięciokąt, sufit znacznie niżej niż w WP i tym podobne kwiatki).
Powiem tak... zależy gdzie
. Zauważyłem, że poszczególne regiony Polski (w zależności od zasięgu zaborów,ale nie tylko) miały różny typ zabudowy robotniczej. Te śląskie choć same w sobie są piękne, to w dużej zbiorowości mogą niekiedy przygnębiać. W Żyrardowie np. jest podobnie, ale jednak widać większą swojskość i przytulność, typową dla ruskiego zaboru. Podstawową różnicą jest typ okien - w miastach okupowanych przez Prusy stosowano zespolone, a w zaborze ruskim i często w Galicji - polskie. Z zewnątrz wyglądały bardziej wypukle, nie były tak głęboko osadzone jak zespolone. A po otwarciu ich budynek wyglądał jakby zapraszał by wejść do środka, bo okna otwierały się na zewnątrz, na ulicę. Dawało to wrażenie jak w wiejskiej chacie, nie wyglądało tak "pancernie"
A elewacje peryferyjnych kamienic też były różne - w Warszawie to zwykle tynkowane na szaro lub biało klocki z dwuspadowym dachem, pozbawione detalu, czasem też zdarzała się zabudowa familijna w stylu "fabrycznym" (z gołej cegły) ale po żyrardowsku - z oknami polskimi. Famuły bywały ponadto też tynkowane, a nawet drewniane - pełna różnorodność. I często każdy budynek inaczej stał do ulicy (dwutraktowe frontem, jednotraktowe szczytem do ulicy, lub w końcu działki), tworząc pewien malowniczy chaos, przekreślający monotonię. Mnie najbardziej dołują takie szeregi identycznych domów jak np. wzdłuż Przędzalnianej w Łodzi. Doceniam ich wartość historyczną, ale za dużo pod rząd tej jednakowości...
A piszesz o mieszkaniach pięciokątnych... było tak, bo kiedyś kształt działki stał ponad wszystkim
. Nie ważne było, czy mieszkania będą ustawne czy nie, główny cel - dopasować bryłę budynku do działki, tak jak gipsowy odlew do formy w którą jest wlewany. Tworzyło to często ciekawe bryły budynków, tyle że dość niepraktyczne...
Jeśli chodzi jednak o podwórka studnie, to moim zdaniem rzadko kiedy posiadała je zabudowa stricte robotnicza (tzw. famuły). To było bardziej typowe dla budynków budowanych przez prywatnych kamieniczników dla czynszu, nie jako mieszkania dla pracowników fabryki. Tam ludność była z różnych środowisk, każdy mógł wynająć, barierą mogła być cena, nie miejsce pracy. Co nie zmienia faktu, że przeważała w nich ludność robotnicza, ale zameldowana we własnym zakresie, nie z pracowniczego przydziału.
A sufity to prawda, były nisko. Z tego co wiem, to drewniaki przodowały w ilości mieszkań z wysokością 2,5 metra lub niższą. W kamienicach też bywało. Ogólnie to te peryferyjne z okresu 1860-80 miały niskie mieszkania, potem zaczęło rosnąć w górę. Najwyższe lokale budowano w latach 1900-14. Jednak również po 1900, nawet w międzywojniu zdarzały się domy o nienormatywnie niskich lokalach, zwłaszcza te dla biedoty. Tu ciekawy kwiatek - porównajcie wysokość obu kamienic, które mają ...tyle samo kondygnacji
https://www.google.pl/maps/@52.0631349, ... !2e0?hl=plJeśli chodzi o zastrzeżenia co do wielkiej płyty, to w sumie nie mam ich, ale nie chciałbym aby miasta składały się tylko z niej
. I absolutnie nie mam tu na myśli budownictwa współczesnego jako uzupełnienia. Miasto idealne dla mnie to takie, gdzie 40% zabudowy pochodzi z końca XIX w., 40% z międzywojnia (w tym trochę moderny niech się znajdzie), a reszta, czyli 20% z PRL (kilka blokowisk, różne zakłady i wille-klocki). Nowoczesnych dla mnie mogłoby w ogóle nie być
Co do marzeń, to ja w kamienicy nie chciałbym mieszkać, ale nie przez standard, a niejasne stosunki własnościowe w tych czasach (ciągle są jakieś afery z wyrzucaniem na bruk, bo znalazł się właściciel), poza tym to też forma niewoli, jak blok. Też nima ogródka, na gołębnik krzywo patrzą, jak wejdą ograniczenia ze spalaniem to i hurtowo wszystkim lokatorom mogą zakazać korzystania z pieców itd.
Dla mnie zabudowa idealna to typowy peryferyjny drewniak jednorodzinny, taki mały kurap w układzie pokój+kuchnia+wiatrołap. Łatwo to ogrzać (drewno izoluje i dom wolniej się wychładza), mała powierzchnia żeby mniej do opalania i opłacania było. Do tego dach papowy jednospadowy - iście proletariacki
. I najważniejsze - niezależna od miasta woda (studnia), ogrzewanie i ten... urządzenie defekacyjne że tak to nazwę
A widok takiej bidnej chatki, gdy się powraca do niej z roboty, zwłaszcza z biurowo-papierowej... miód na serce ! Jeszcze jak wiosną w bzach schowana tak, że tylko smolisty dach i krzywy okopcony komin wystaje
P.S. Wydzielmy może tę dyskusję do OT, bo niezła dyskusja się zapowiada - chyba każdy będzie miał coś do powiedzenia w tym temacie