Jak wiecie jedna lampka LED z Ikei (z diodką 0,5W) mi padła, postanowiłem ją rozebrać, by zobaczyć co ma w środku. Jak podejrzewaliście jest to konstrukcja nierozbieralna, jednorazowa.
Zamocowałem lampkę w tokarce i nadciąłem kołnierz

Który następnie usunąłem.

Całą operację powtórzyłem kilka razy, okazało się, że kołnierz ten jest zaprasowany na bańce szklanej, która jest wklejona w plastikowe mocowanie. Wyciąłem ją, usunąłem blaszkę:

Całość była zaklejona przy kołnierzu, ściąłem kołnierz

A następnie ściąłem matowy plastik, który rozpraszał światło diodki

Po wycięciu płytki z diodą udało się wyciągnąć sterownik. Oto te elementy składowe w świetle popołudniowego słońca

Płytka z diodą

Prymitywny sterownik (kondensator, dwa rezystory i mostek prostowniczy


Płytka z diodą jest bardzo kiepsko chłodzona, praktycznie w ogóle

a sama diodka w zbliżeniu ma taką oto skazę:

To nie ma prawa działać długo. Chińska tandeta!
Do tego jeszcze jeden problem, tak często lekceważony - wprowadzenie zasilacza korzystającego z kondensatora powoduje powstawanie składowej biernej i harmonicznych. Niby niewiele, ale takich lampek będzie w sieci coraz więcej. I jak to porównać do obciążenia rezystancyjnego (żarówka) lub indukcyjnego skompensowanego (lampy wyładowcze z porządnym układem zapłonowym elektromagnetycznym). W czasach słusznie minionych do spraw zakłóceń radioelektronicznych podchodzono bardzo poważnie, wymagając homologacji od urządzeń elektrycznych. Teraz wszyscy lekceważą ten temat niestety...
Lubię dobre światło.