
Postanowiłem zebrać więcej informacji na ten temat. Otóż używane były powszechnie przed wojną i przetrwały w formie reliktowej do połowy lat osiemdziesiątych.
Komora świecąca jest dość duża, zatem cała lampa była noszona w ręku za pomocą uchwytu

albo na piersiach po wsadzeniu w skórzany podkład (nazywany ślinikiem), taki jak ten:

(zdjęcie Paweł Bojda).
Praktycznie wszystkie lampy kolejowe, które widziałem, są nadzwyczaj do siebie podobne. Wewnątrz komory znajduje się oddzielony wkład zbudowany z:
1) zbiornika na karbid (na samym dole),
2) wkładki separującej spadające krople wody,
3) nakręcanej głowicy z dyszą oraz zbiornikiem wody,
4) zaworu iglicowego dozującego wodę do zbiornika karbidu.
Połączenie 1-3 jest uszczelnione uszczelką gumową. Początkowo wkład był wykonywany z mosiądzu, później był stalowy, spotkałem także aluminiowy. Obudowa była mosiężna albo stalowa, cynkowana. Moja jest stalowa.
W Polsce takie same albo bardzo podobne konstrukcje na zamówienie kolejowe produkowały zakłady:
1. Tłocznia Lipno,
2. Stanisław Sulikowski Kraków (dużo zamówień m.in. dla DOKP Wilno, Lwów, Radom, Kraków, Toruń i Warszawa, wszystko tuż przed wojną),
3. Pytlasiński i syn Warszawa
4. Friemann i Wolf sp. z. por. Katowice
5. Wytwórnia Blacharska E.Pieczonka, Kraków
6. Zakłady Mechaniczne Bojarski i spółka w Warszawie przy ulicy Jedwabniczej 2, choć ta ostatnia firma produkowała głównie lampy naftowe.
Oto mosiężna lampa z katowickiej firmy Friemann i Wolf - te lampy miały nieco inny odbłyśnik.

(zdjęcie: Paweł Bojda).
Lampy wyprodukowane w Tłoczni Lipno mają oznaczenie na klapce zamykającej widoczność czerwonego szkiełka. Oto mosiężna lampa z Tłoczni Lipno:


Lampa z manufaktury E.Pieczonka, Kraków. O tym zakładzie niewiele wiadomo. Jako jedyne z tej serii nie miały przysłony bocznej (w innych lampkach była, zasłaniała czerwoną szybkę).



(zdjęcia Mateusz Żak)
Żaden z tych zakładów nie przetrwał wojennej i powojennej zawieruchy. I tak:
1) Tłocznia Lipno została znacjonalizowana Orzeczeniem nr 46 Ministra Przemysłu i Handlu z 14 lipca 1948r. (MONITOR POLSKI 9 sierpnia 1948). Zakład ten mieścił się w drewnianych barakach przy ulicy Dobrzyńskiej, potem Armii Czerwonej, obecnie Bagienna. Fabryka nie przetrwała do dzisiejszych czasów, ale z relacji mieszkańców tego miasta tłocznia pracowała jeszcze na początku lat siedemdziesiątych. Obecnie w Lipnie znajduje się kilka zakładów metalowych, ale żaden z nich nie pasuje bezpośrednio do historii Tłoczni.
2) Zakłady Sulikowskiego w Krakowie dostały przymusowy zarząd państwowy w październiku 1949r. (MONITOR POLSKI październik 1949). Fabryka była wielokrotnie reorganizowana, od 1955r. w tych budynkach znajdował się Zakład Produkcji Pomocniczej Łączności w Krakowie, który później stał się fabryką TELKOM-TELOS (znaną z automatów telefonicznych). W części dawnych budynków, gdzie było biuro techniczne OROS mieściła się także Krakowska Fabryka Aparatury Pomiarowej - jedyny w PRL producent stacji dyskietek.
3) Zakłady Pytlasińskiego i syna w Warszawie początkowo miały biuro przy ulicy Leszno 26 telefon 615-18, w 1938r. firma nazywała się W.Pytlasiński i M. Pol i mieściła się na Ząbkowskiej 44, miała numer telefonu 10-15-31. Budynek, w którym mieściło się pierwsze biuro został doszczętnie zniszczony. Na zdjęciu poniżej - sąsiadujący budynek Leszno 28, kawałek z prawej strony to najprawdopodobniej budynki fabryczne pierwszego zakładu Pytlasińskiego.

Oprócz lamp kolejowych produkowała chłodnice i zbiorniki, a wcześniej także maszynki do wytwarzania papierosów, maszynki do golenia oraz masowe produkty sztancowane, takie jak blaszane opakowania dla farmaceutyki . Po nacjonalizacji nosiła nazwę „Stołeczne Zakłady Sprzętu Gospodarstwa Domowego” i produkowała między innymi prymusy naftowe, a później także odkurzacze. Od lat osiemdziesiątych na miejscu dawnych budynków fabrycznych stoi blok mieszkalny. Nie udało mi się znaleźć żadnego zdjęcia tych zakładów.
4) Zakłady Friemann i Wolf sp. z.o.por filia fabryki w Katowicach produkowały także karbidowe lampy górnicze. Po wojnie zakłady w Katowicach, Bohatice i Morawskiej Ostrawie zostały zniszczone. Fabrykę udało się odtworzyć i przenieść do Tarnowskich Gór, gdzie jako firma FLG / FSR / FASER kontynuowała produkcję lamp na podstawie modeli z Zwickau. Zakłady w Ostrawie i Bohatice zostały powiązane z państwową fabryką MEVA. Następnie były przejęte przez założony w roku 1950r państwowy zakład Elektrosvit w Nove Zamky.
6) Zakłady Bojarskiego w Warszawie mieściły się na Mokotowie i w czerwcu 1949 trafiły pod przymusowy zarząd i uzyskały oznaczenie L-14. Istniały na pewno do końca 1950r. Gdyż w Życiu Warszawy z dnia 14 listopada na stronie 6 znajdowało się ogłoszenie - zakłady poszukiwały kierowcy, zaopatrzeniowca, magazyniera i kancelisty.
Jeśli wierzyć wspomnieniom, lampy stalowe były używane przez niższych rangą kolejarzy - ustawiaczy, manewrowych.
Oto wspomnienia na ten temat, użytkownik "Kletowski" z ForumKolejowe.pl napisał
Najprostsze wykonane z cynkowanej blachy używali najniżsi rangą kolejarze byli to: manewrowi, nastawniczy czy też końcowi pociągów towarowych (do połowy lat 50 – tych każdy dalekobieżny pociąg towarowy kończył się wagonem z budką hamulcową w której jechał tzw. końcowy. Los tego człowieka był nie do pozazdroszczenia zwłaszcza zimą mimo nakładania specjalnego grubego kożucha). Bardziej eleganckie latarki wykonane z błyszczącej mosiężnej blachy i ze specjalnym lusterkiem w środku posiadali dyżurni ruchu, konduktorzy i kierownicy pociągów. Jak jeździłem z ojcem w latach 50 –tych na trasie Wrocław - Lublin nocnym pociągiem pospiesznym to światło z latarki konduktora sprawdzającego bilety było często jedynym światełkiem w całym pociągu. Ta całonocna podróż odbywała się w dużym tłoku i zupełnej ciemności, jeżeli nie liczyć snopu iskier za oknem w czasie gdy maszynista rusztował palenisko. Karbidowa latarka konduktorska służyła również do „włączania” oświetlenia w wagonach klasy trzeciej, używanych w ruchu lokalnym, np. na trasie Legnica – Rudna Gwizdanów. Wagony te były wyposażone w zbiornik sprężonego gazu świetlnego. Przed odjazdem pociągu konduktor otwierał centralny zawór gazu i już w ruchu, gdy sprawdzał bilety to otwierał kluczem klosze lamp gazowych i od karbidówki zapalał gaz.
Lampy karbidowe przetrwały na kolei w formie reliktowej do drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Według relacji członków grupy "Kolejowa Archeologia" na Facebooku, na stacji Herby Nowe manewrowi nadal korzystali z takich lamp w 1985r. To samo dotyczyło składów konduktorskich obsługujących pociągi prowadzone parowozami z Raciborza. W latach sześćdziesiątych było to podstawowe oświetlenie używane w pracy kolejarza. Oto kadr z filmu "Węzeł" (Reportaż ze stacji Tarnowskie Góry, WFD, 1961r. Realizacja K.Karabasz, zdj. S.Niedbalski, Film można obejrzeć tutaj.)
