KaszeL napisał(a):Może po prostu jeszcze nie miałeś okazji przejechać się takim prawdziwym krążownikiem szos. Zostaw na razie aspekt ekonomi użytkowania czyli spalania. Fani amerykańców mają często naklejki f..k fuel economy. Nie bez przyczyny. Zerknij na sprawę obiektywnie.
Nie da się nie patrzyć na kwestie spalania. To auto pali dużo i taki jest jego bardzo poważny minus, i nie da się tego pominąć w dyskusji ani obejść. Po prostu żre paliwo jak opętany, i obiektywnie taki samochód by częściej stał w miejscu u mnie, niż jeździł. 50zł za przejechanie 300 km a 100zł to różnica. Jasne, nie robi to żadnej różnicy - w końcu obaj jesteśmy prezesami banków i takie rachunki wsadzamy do zakładki "drobne, nic nie znaczące wydatki"

. Miałem okazję się przejechać prawdziwym krążownikiem. Owszem, jest fajnie, ale to tak, jak przepłynięcie się czyimś jachtem. Fajne na 3-4 miesiące, ale kto to utrzyma przez resztę roku? Kupię tego challengera, postawię przed domem, i co? Ozdoba parkingu?
Czy w takim rozrachunku większa pojemność silnika przy mniejszej mocy nie będzie pozytywnie wpływać na jego trwałość? Będzie. U mnie buda ma nakulane 270000km i wszyscy którzy widzą ten samochód zachwycają się, jak równo taki silniczek potrafi chodzić. A tak na prawdę jeszcze nic przy nim nie było robione. Wg. instrukcji serwisowej, duży serwis przypada co 120000km. Wtedy wylatują świece, kable zapłonowe, oleje i filtry. Także w skrzyni biegów. Rozrząd jest na łańcuchu i jest przewidziany na życie silnika. Który poldolot osiągnął taki przelot bez choćby jednego szlifu silnika? Nie za dużo, rzekł bym że nieliczne bardzo zadbane egzemplarze.
To fakt, że większa pojemność przy mniejszej mocy wpływa na jego trwałość, niezaprzeczalnie, i to jest fajne w amerykanach. Szczerze, wątpię, że na jednym oleju jeździsz 120000, a jeżeli tak, to ten olej pewnie przypomina przepracowany smar... i tak bym wymieniał olej częściej, przecież nawet jak auto stoi w miejscu olej z czasem traci swoje właściwości. A co, jak łańcuch jednak będzie do wymiany?
Chyba mylisz poloneza z wartburgiem. 120000 do remontu robili ludzie, którzy nie dbali o samochód. Ja miałem wymienioną uszczelkę pod głowicą po 160 lub 170 tysiącach przez głupotę kolegi, który przegrzał ten silnik tak, że wybił płyn chłodniczy, skończyła się skala na wskaźniku i uszczelka zaczęła puszczać olej. Nie klękła - zaczęła puszczać olej, zapewne głowica się zdeformowała. Jeździłem tak jeszcze ponad rok z tą uszczelką, po czym ją wymieniłem, bo mnie denerwowało ciągłe dolewanie oleju. Przy okazji wymieniłem uszczelniacze, efekt? Auto nie pali oleju, ma moc, panewek nie słychać i kula dalej, ciekaw jestem, jaki przebieg zrobię. Te silniki do remontu najczęściej robiły tak ponad 200 tysięcy z opowieści ludzi, którzy o nie dbali, t.j wymieniali oleje i płyny na czas. Większość osób, które twierdziły, że to kiepskie silniki, po dopytywaniu mówiło, że są beznadziejne, ale np. nigdy nie wymienili płynu chłodniczego. Lub jeździli na wodzie. Po co? To tylko polonez, wszystko wytrzyma. A później UPG, albo żre olej jak opętany. Olej w moście? To tam jest olej?
Natomiast wśród amerykańców to raczej norma niż wyjątek. Te 3.8l ma zaledwie 166KM. Za to moment prawie 350NM(!). W konsekwencji przy delikatnej jeździe skrzynia biegów zmienia przełożenia przy maks 1800rpm. Abstrahując już od wygody jazdy prawdziwym starym hydrokinetycznym atutomatem.
Ojjj, to w takim razie dyskwalifikacja u mnie. Tylko manual, nie lubię automatów, po prostu. Zerowa frajda według mnie, dziwne brzmienie. Automaty są fajne w autobusach. Jeździłem autem kolegi z automatem (nissan primera 2.0) i wynudziłem się za wszystkie czasy. Może na starość się u mnie odezwie potrzeba posiadania automatu...
Da się u Ciebie sprawnie jeździć do 2k rpm? Pewnie się da, ale to jest dziadowanie nie jazda. Ta konkretna skrzynia ma tylko 4 biegi. Ale przełożenia tak dobrane, że na 4-ce przy 120km/h mam ledwie 1900rpm. To z kolei oznacza ciszę w kabinie. Ile rpm jest u Ciebie na ostatnim biegu przy 120km/h?
Przy 120km/h mam jakieś 3,7 tysiąca obrotów. Ale ja to akurat lubię

. Jest szybko, ma być głośno, i słychać wtedy tłumik, więc to moja ulubiona prędkość podróżna, oczywiście po godzinie, dwóch mi się nudzi. Zresztą, gdzie w naszym kraju jeździć 120 na godzinę... na tych 30-kilometrowych odcinkach dróg ekspresowych? Moja trasa to najczęściej 80 na godzinę i przebudowa drogi, przebudowa drogi, przebudowa drogi, TIR przede mną, dziadek w matizie jadący 50 na godzinę i podwójna ciągła przez parę kilometrów. Tego się nie da uniknąć np. na trasie Puławy - Katowice. Podobnie jak na innych trasach do miejsc, w które jeżdżę, często wybieram sobie wypad na jakieś odludzia, próżno tam szukać dróg szybkiego ruchu. Żeby pominąć problem dużego natężenia ruchu, jeśli trasa jest oblegana często jeżdżę w nocy - wtedy sobie pyrkam 80 na godzinę i nie więcej, z oczywistego względu. Uprzedzając pytanie nie przez światła, mam 4x halogen H4 osram night breaker + halogeny, jak załączę "elektrownię" to w oświetlenie drogi idzie ponad 300W, i to jest dobrze wykorzystane 300W przez zelmotowskie, okrągłe reflektory. Jakie Ty masz oświetlenie drogi?
Sam napisałeś, że lubisz pocisnąć poldolota, ale pierwotną przyczyną był niestety brak mocy a nie genialne odgłosy z komory silnia. Te samochody od 3000rpm zaczynają normalnie jechać.
To, że zaczynają normalnie od 3 tysięcy jechać, mi nie przeszkadza, pisałem kilka razy, że to lubię. Nie, to nie brak mocy, bo często na pół gazu zostawiam ludzi pod światłami, i niestety ja najczęściej muszę wyprzedzać, bo eko-drajving już zbiera swoje żniwo i ludzie zaczynają jeździć jak staruszkowie, co mnie niesamowicie irytuje. Czasem lubię zerwać przyczepność i usłyszeć, jak się włącza drugi przelot w gaźniku. Brak mocy był owszem, na starym, zużytym silniku 1500, zdziadziałym 10-letnim parowniku, rozregulowanym zapłonie, ale 1600 i zadbany osprzęt inaczej się zachowuje. Nie jest to ferrari, ale na brak dynamiki nie narzekam.
Zastosowane materiały wykończeniowe: skóra, drewno, grube blachy powodują że amerykańce są po prostu ciężkie. A to z kolei przy stosunkowo dużym rozstawie osi (u ciebie ledwie 2,5m u mnie ponad 3m) powoduje, że całość bardzo bezwładnie wybiera nierówności na drodze. Efektem ostatecznym jest po prostu wyjątkowy komfort jazdy.
Nie jechałem, nie wypowiem się. Nie ma gigantycznych przechyłów na zakrętach? Oni strasznie lubili robić drogowe materace wodne, ale może w Twoim aucie już to inaczej wygląda, jest w końcu nowsze.
Porównaj to do tego co masz u siebie. Na prawdę jest tak dobrze? No nie jest, jeździłem poldolotem i wiem jak się zachowuje. I teraz znowu pytanie, czy stosowanie takich szlachetnych materiałów wykończeniowych to dobre rozwiązanie? Moim zdaniem dobre. Po pierwsze są dość trwałe. Skóra na fotelach nie wygląda już jak nowa, ale nadal wygląda bardzo dobrze.
Owszem, te materiały są drogie i kosztowne, ale zawsze mi to zalatywało kiczem. Wsiadając do buicka regala kolegi czułem się, jakbym wsiadał do pałacu na kołach. Brakowało jeszcze kryształowego żyrandola na środku, ale zabawne złote napisy na desce rozdzielczej były.
On dał za swoje auto + kupił drugie na "zapas" za 9000zł, ja swojego poldka kupiłem w tym samym czasie za 850zł. Zależy, co kto lubi. Ja tego od dziecka nie lubiłem przesadnego przepychu i ostentacji.
Buick wraz z drugim na części w tej chwili wrasta z rozmaitymi usterkami (m.in. zepsutym automatem) przed domem kolegi, kolega bezskutecznie szuka kupca na te dwa auta, mój poldek dalej jeździ

.
Niestety caro to już inna epoka - epoka kiczu i lat 90, no i niestety wyjątkowo mało trwałej tapicerki. Polonez w wersji "borewicz" jest wykończony elegancko, ale materiały nie są drogie: skaj i welur + plastiki. Były całkiem trwałe i estetyczne dla oka, przy okazji nie trzeba było zabić żadnego zwierzęcia, żeby zrobić z niego fotele

Te samochody zwykle nie są tanie. Mam oryginalną fakturę zakupu tego samochodu, za bagatelka $78000 z 1998r. Uwzględniając inflację, czyli dzisiejszą wartość dolara w przeliczeniu to ponad $116000(!) dzisiejszych dolarów. Z VATą to ponad pół miliona złotych(!) Mała fortuna. ale dzięki temu dostajesz na prawdę dopracowany samochód.
No tak - wystarczy być prezesem banku. Mając setki tysięcy czy miliony złotych, wydając sporo pieniędzy dostajesz dopracowane mieszkanie, dopracowane auto, dopracowany samolot etc etc... Wystarczy tylko mieć kupę kasy. Łatwizna.
Jakość wykonania poldolota wszyscy znamy. Często wyjeżdżając z fabryki miał już niedoróbki. Przy czym za każdym razem trzeba zrobić porównanie rocznikowe. My mieliśmy fiata 125p czy poloneza. Oni mieli wtedy dodage challengera czy forda mustanga z 8l silnikami. Słabo wypada to porównanie. Piszesz, że u amerykanów dawno skończyła się era takich krążowników. Nie zgadzam się. Zobacz na dzisiejszą wersję Dodage Challenger SRT hellcat. Jedyne 707KM. Co produkowane w europie (wyłączając supersamochody) dysponuje taką mocą? Szczególnie za taką cenę? Od $60k przy
minimalnej płacy na poziomie $2k/msc Warto czasami zerknąć z innej perspektywy na dany temat. Nie koniecznie przez pryzmat trupa kolegi

Czasami warto poświęcić spalanie dla wszystkiego innego

[/quote]
Cena nowego poloneza caro plus ze wspomaganiem na fakturze z 1999 roku: 20 tysięcy złotych. Co my porównujemy? Jakbyś FSO zasugerował, że polonez może kosztować pół miliona, to zaręczam, że byłby doskonałym supersamochodem. Wracając do spalania: warto, ale nie wszyscy zarabiają tak dobrze jak Ty i nie każdy sobie może pozwolić na takie wywalanie pieniędzy. Zobacz, sam musiałeś założyć LPG, żeby móc nim jeździć, bo podejrzewam, że na benzynie już i Ty byś dostał po kieszeni... Nie jesteśmy ameryką, nie napadamy na inne państwa, nie mamy bardzo taniej ropy, dlatego auto spalające ponad 20 litrów benzyny i 2 tysiące dolarów płacy minimalnej to u nas kuriozum.
Tak wracając do tematu, proponuję obejrzeć najnowszy program satyryczny telewizji polskiej. Polecam!
http://warszawa.tvp.pl/25841085/19062016